Miałem 13 lat, gdy zaczęła się moja wielka życiowa przygoda. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj… Wracałem wtedy z Mamą od logopedy gdy zaczepił nas człowiek. Podał nam adres ruchu Wiara i Światło. Tam przez jedną osobę pierwszy raz zetknęliśmy się z metodą Domana. Pierwszy program moi Rodzice ułożyli na wzór zestawu ćwiczeń wykonywanych przez kilkoro dzieci, które były na programie z Instytutów. Dla mnie było to coś zupełnie nowego. Nowe doświadczenia i możliwość osiągania czegoś w rodzaju etapów podróży do szeroko rozumianej doskonałości sprawiało, że byłem zafascynowany tą metodą. Dla mnie wykonywanie programu było wyzwoleniem się z mojej niewoli fizycznej i poczucia bezsensu życia. Wreszcie mogłem i musiałem coś robić, coś co pochłaniało mnie bez reszty. Nie ważnie było to, że kosztuje mnie to wiele energii fizycznej i bólu cielesnego. To było niczym w porównaniu z nadzieją i radością płynąca z nabywania nowych umiejętności , osiągania coraz to lepszych wyników, czasów itd.… W czasie robienia „ kilometrów” często słuchałem muzyki co sprawiało, że odrywałem się od otaczające mnie rzeczywistości, nie czułem wtedy bólu ani zmęczenia. Po prostu samo ciało moje wykonywało te ruchy, a mój umysł przemierzał nieskończone krainy mojej wyobraźni. Często też ta niesamowita „podróż” była jedną wielką modlitwą do Boga. To była droga, droga do wolności do uwolnienia się od całkowitej zależności od drugiej osoby. Świadomość tego dodawała mi jeszcze większej mocy i zapału do wykonywania tych ćwiczeń. To właśnie wtedy, kiedy tak przemierzałem te drogi wiodące przez podłogi i drabiny zaczęło się we mnie budzić wielkie pragnienie kreacji audio wizualnej.
To tylko próba opisania małej części tego co czułem w czasie realizacji tych programów. Nie sposób opisać słowami tego co działo się we mnie, gdy po raz pierwszy stawiałem samodzielnie kroki…itp. Bardzo duże znaczenie dla mnie miało to, iż metoda ta pochodzi z kraju, którym od zawsze byłem zafascynowany. Być może nie jest to zrozumiałe dla kogoś, kto nie był od urodzenia niewolnikiem swego ciała. Ja odbierałem i odbieram świat i różne zdarzenia symbolicznie. Wyzwolenie z totalnej niemocy jest dla mnie wielkim osiągnięciem, o którym nie miałbym co marzyć bez tej metody. Dużym jej plusem jest to, że do ćwiczenia patteringu potrzeba pięciu osób. Ogromna ilość różnych ludzi przewijająca się przez nasze mieszkanie sprawiała, że miałem kontakt z różnymi osobowościami, charakterami i dziedzinami nauki. Zawsze byłem ciekawy świata i właśnie wtedy mogłem rozwijać swoje zainteresowania od astronomii, geologii po przez technikę, informatykę do historii Kościoła i teologii. Często też zawiązywały się przyjaźnie, które trwają aż do dnia dzisiejszego. Dla mnie ważne było to, że w czasie tej niesamowitej drogi do „doskonałości” nie byłem skazany tylko na towarzystwo Rodziców.
Metoda ta dała mi nowe życie, życie pełne radości i swobody fizycznej a także i psychicznej. Dzięki niej nauczyłem się szukać rozwiązań przeróżnych problemów w życiu codziennym oraz w pracy artystycznej i informatycznej. Niepohamowana siła dążenia do celu, którą nabyłem w czasie tych wielu lat bycia na programach jest moim kluczem do sukcesów tych dużych a także tych małych. Uważam, że bez rehabilitacji tą metodą nie byłbym wstanie być tym, kim teraz jestem....
W czerwcu 2002 roku na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu na Wydziale Grafiki w Katedrze Grafiki intermedialnej obroniłem pracę dyplomową i uzyskałem tytuł magistra sztuk. Obecnie moim największym marzeniem jest znalezienie pracy. Jest to mój nowy cel życiowy, do którego teraz dążę. Nie chcę całe życie wegetować z marnej rencie socjalnej. Pragnę dalej się rozwijać artystycznie i zawodowo. Mam wiele planów na przyszłość…
Mam bardzo szeroki zakres umiejętności w cyfrowej kreacji. Począwszy od tworzenia grafiki artystycznej 2d,3d,4d i DTP poprzez tworzenie aplikacji interaktywnych i WWW do robienia cyfrowych filmów i post produkcji. Fascynuje mnie kreacja filmów oraz wszystko co jest z tym związane.
Metoda Domana wyzwoliła we mnie potrzebę dążenia do osiągania coraz to nowych celów. Jestem otwarty na wszystkie wyzwania Losu…
Tomasz Łukaszewski

Rzadko się zdarza, żeby na dokumentach stwierdzających zawarcie małżeństwa zamiast podpisu był odcisk palca.

Siedem lat temu wreszcie zdecydował ostatecznie: nie chcę być bratem zakonnym, chcę kochać kobietę – do końca swojego życia, tę jedną, jedyną. Zalogował się na portalu „Adonai” i umieścił na wirtualnej tablicy list.

Witam Cię!

Jestem Tomek. Długo myślałem nad tym „ogłoszonkiem”, gdyż nie lubię się reklamować. No cóż, jednak w moim przypadku trudniejsza jest inna forma spotkania, poznania Tej Jedynej, net jest, póki co, jedynym moim realnym wyjściem do ludzi... Wiem, że muszę dać szansę BOGU na dokonanie kolejnego cudu w moim czasem trudnym, ale szczęśliwym życiu. Jestem magistrem sztuki – grafikiem intermedialnym, wspaniale czuję wszystkie „narzędzia”, możliwości kreacji, które daje mi sztuka intermedialna. Pasjonuje mnie to i jest moim życiem oraz wyzwoleniem z moich fizycznych ograniczeń. – Byłam świeżo po rozstaniu z mężczyzną, którego poznałam na portalu „Adonai”. Facetów miałam dość. Weszłam na stronę nie po to, żeby szukać kolejnego. Chciałam poznać ludzi, którzy pomogą mi odnaleźć się we Wrocławiu. Zaczęłam tu mieszkać zaledwie pół roku wcześniej, ciągle czułam się obco. Było mi źle – wspomina Karolina.

„Adonai” to nie jest portal randkowy, to platforma dla tych, którzy chcą odnaleźć ludzi wyznających wartości ewangeliczne, szukających pogłębionego życia duchowego, dążących do rozwoju wiary. – Zajrzałam do zakładki: „Nowi”. List Tomka zaintrygował mnie. Pomyślałam, że chciałabym mu poświęcić jakiś dzień. Zaczęliśmy korespondować ze sobą. Trwało to z półtora miesiąca, zanim zdecydowaliśmy się spotkać. Pojechałam do niego jako samarytanka, miłosierna „matka Polka” – mówi. W tym momencie wiedzieli o sobie sporo. Rozmowy na gadu-gadu do drugiej w nocy nie były banalną wymianą frazesów i informacji na temat pogody.

Nie miałem łatwego początku

17 grudnia Roku Pańskiego 1975 zostałem obdarowany czterokończynowym mózgowym porażeniem dziecięcym. Różne są stopnie mózgowych porażeń, mam jedno z najgorszych. Mądrzy mówili, że nic ze mnie nie będzie, lekko się pomylili. Pomimo takiej otuchy i zapewnień lekarzy Mama moja nie poddała się, zaczęła rehabilitować mnie od pierwszych tygodni mego życia. W 13. roku zacząłem rehabilitację metodą Domana, przez ponad 6 lat ćwiczyłem po 14 –16 godzin dziennie. – Kiedy weszłam do mieszkania, nie czułam żadnego lęku przed tym, kogo i jakiego zobaczę – mówi Karolina, która zazwyczaj czuje się nieswojo w nowym towarzystwie. – Wizyta trwała około czterech godzin. Byłam u siebie. Tomek opowiadał o swoim życiu: o grafikach, o filmach, które robił, o projektach, w które był zaangażowany, i o muzyce, którą komponował. Przyznam się do czegoś: niewiele go rozumiałam. Przytakiwałam jednak, uśmiechałam się i kiwałam „ze zrozumieniem” głową. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z kimś tak mocno niepełnosprawnym – wyznaje po latach.

Warto było

Bez tego nie byłbym tym, kim teraz jestem. Dla kogoś, kto niegdyś praktycznie nic nie był w stanie zrobić, możliwość samodzielnego poruszania się po mieszkaniu, ubierania się, pracy na komputerze bez jakichś wymyślnych przystosowań, jest szczytem radości z osiągnięcia takiej sprawności. Niestety w oczach innych nadal jest ona mała. Potrzebuję pomocy w codziennych sprawach. Trzeba mnie nakarmić, nie radzę sobie z wszelkimi guzikami, rozporkami i sznurówkami. Mowa moja jest dość ciężko zrozumiała dla kogoś, kto rzadko ze mną przebywa. – Dowiedziałam się, że na ogłoszenie na portalu odpowiedziało chyba ze dwadzieścia dziewczyn. I wtedy było: Mamo, ratuj! Po namyśle Tomek zdecydował się na kontakt ze mną, bo… mieszkałam najbliżej – uśmiecha się.

Dla Tomka Karolina nie była pierwszą dziewczyną, z którą się spotykał. Jedna czy druga wcześniejsza koleżanka nie wytrzymała jednak ciężaru odpowiedzialności za chłopaka. Bały się zaangażowania emocjonalnego. Niepełnosprawność była mocną barierą dla uczuć. On sam miał tego dosyć. – To było bardzo dołujące – mówi. – Widziały we mnie przede wszystkim kogoś, komu trzeba pomagać, kim trzeba się zajmować, kto nie jest samodzielny na tyle, na ile by tego oczekiwały. Powiem to: z każdą taką znajomością bardzo mocno czułem presję upływającego czasu i kurczących się możliwości, więc nie było wesoło. Kto wie, czy tamto ogłoszenie nie było jakimś aktem chwilowej desperacji – zastanawia się. – Chciałem normalnego życia. Bardzo chciałem, a nawet pragnąłem, dlatego podejmowałem konkretne działania – deklaruje. Tego nauczył się od św. Ignacego Loyoli.

Rzadko się zdarza, żeby na dokumentach stwierdzających zawarcie małżeństwa zamiast podpisu był odcisk palca.

Jestem absurdalnym optymistą

To właśnie oraz niesamowita wiara (jestem szczerze praktykującym katolikiem) daje mi wielką moc i siłę do pokonywania przeciwności życia oraz olbrzymią radość z istnienia. To jest moje zwycięstwo, którym pragnę zarażać innych. Życie jest o wiele wartościowsze, gdy się ma wiele celów życiowych, do których angażuje się całe swoje jestestwo. – Są trzy zasady, które mocno wycisnęły piętno na moim podejściu do życia. Wszystkie są owocem rekolekcji ignacjańskich, które odprawiłem, gdy wkraczałem w dorosłe życie – wspomina Tomek. – Pierwsza: otwartość na wolę Boga; druga: maksymalizm – jak coś jest dla mnie na teraz i od Niego, to mam się w to zaangażować ze wszystkich sił zarówno fizycznych, jak i duchowych i psychicznych; trzecia: OAMDG – „Wszystko na większą chwałą Boga” – tylko wtedy można zachować właściwą hierarchię życia. – Pociągał mnie tym, że patrzył na życie z niedostępnej dla mnie perspektywy człowieka, który o wszystko, co posiada i kim jest, musiał walczyć jak rzadko kto. Po roku znajomości wiedzieliśmy, że rodzi się między nami przyjaźń. Zdecydowaliśmy się więc na wspólny wyjazd do Tunezji. Mogłam wtedy po raz pierwszy być z Tomkiem 24 godziny na dobę. Mogłam sprawdzić się w roli jego towarzyszki podróży i wakacyjnej codzienności. Rok później pojechaliśmy na turnus rehabilitacyjny. Przekonałam się, że stan, w jakim jest Tomek, wciąż jest dynamiczny i można poprawiać jego sprawność fizyczną i ruchową. To było dla mnie ważne doświadczenie – wspomina Karolina.

Mam wiele marzeń i planów

Chcę je realizować – najlepiej wspólnie. Chcę poznać Kobietkę, która może po prostu być przy mnie, bym miał u niej pełne zrozumienie. Pragnę miłości, ciepła, akceptacji tego, co mam, a także tego, czego nie mam. Chcę jej dać wielką i najprawdziwszą miłość, bezgraniczne zaufanie, wieczny uśmiech, cieplutkie spojrzenia oraz świadomość, że jest niezastąpiona i kochana. Będę całkowicie Jej, zarówno cieleśnie, jak i sercowo. – Zanim poznałem Karolinę, nigdy nie byłem z kobietą jakoś szczególnie. Wszystkie, jakie były wcześniej, były moimi koleżankami, przyjaciółkami, ale nie były dla mnie… proszę mnie dobrze zrozumieć, kobietami, czyli kandydatkami na żonę.

W przypadku Karoliny ja sam nie miałem wątpliwości: oto ona, kobieta, z którą chcę się zestarzeć – mówi Tomek. – Jak to możliwe? Bo ona była inna i była inaczej w moim życiu. Weszła w moją codzienność ze swoją także niełatwą historią życia; to nas także zbliżyło. Nasze zranienia to był jeszcze jeden, bardzo głęboki poziom zrozumienia, więzi, która przynosi ulgę, łagodzi ból, a nawet leczy. – Wyprowadzałam Tomka powoli z jego idealistycznej wizji zarówno świata, jak i kobiety – Karolina przypomina sobie tamten czas. – On większość swego życia spędził w domu, wśród komputerów, w gronie sowjej najbliższej rodziny. Wprawdzie spotykał wielu innych ludzi (przez całe lata rehabilitacji przez dom przewalały się tabuny młodych), ale relacja z wolontariuszami opiera się na innych zasadach niż z rówieśnikami. To było życie w jakimś sensie pod kloszem, z konieczności okrojone z tego, co przeżywa, z czym się mierzy i czego doświadcza przeciętny nastolatek czy młody człowiek. Rehabilitacja i nauka w szkole pochłaniały cały czas i zaprzątały całą uwagę – mówi Karolina.

Marzę o wspólnym życiu codziennym

… o podróżach, spacerach, wyjściach do teatru, organizowaniu wystaw itd. Poszukuję Dziewczyny „do tańca i Różańca”, która będzie szalona, a zarazem odpowiedzialna i posiadająca wykształcenie. Metoda Domana wyzwoliła we mnie potrzebę dążenia do osiągania coraz to nowych celów i zdobywania wiedzy. Jestem otwarty na wszystkie wyzwania losu. Trzy lata temu zaplanowali kolejną wspólną wyprawę. Tym razem mieli pojechać w poszerzonym składzie (o przyjaciółki: Jowitę i Dorotę) w odwiedziny do znajomych mieszkających w Anglii. – Któregoś dnia poczułam się bardzo kiepsko w tym poszerzonym gronie. Wchodziłam do pokoju, rozmowy milkły, wpadałam do kuchni – podobnie. Powiedziałam o tym Tomkowi… ale on nie zareagował tak, jakbym tego oczekiwała. Byłam rozgoryczona – wspomina Karolina. Tymczasem… szykowały się oświadczyny. W bagażach Tomka głęboko ukryty przed wzrokiem wybranki czekał na swój moment, „ten” moment, zaręczynowy pierścionek (wybierał go z Jowitą). Wspólnie zaplanowali wycieczkę na klify. Pogoda typowo angielska. Przewodnik zapewnia, że właśnie odwiedzają ulubione miejsce samobójców. Karolina zapomina o porannych nieporozumieniach, zaciekawiona ogląda imponujące urwiska. Wtedy Tomek z Jowitą i Dorotą przygotowują, co trzeba: jest bukiet róż, jest pudełeczko z pierścionkiem, a w głowie słowa pytania, od którego ważą się losy Tomkowego życia: „Czy chcesz być moją na wieki?” – tak to ma zabrzmieć. Gdy Karolina zauważa zamieszanie, domyśla się, co za chwilę nastąpi. Kandydat na jej męża gramoli się z wózka inwalidzkiego i klęka przed nią. Z daleka przechodnie z zaciekawieniem obserwują niecodzienną scenę. Odpowiada: „Tak” i wtedy dla Tomka uchylają się drzwi nieba. – Tak to czułem, ale zanim do nieba wszedłem, trzeba było poczekać kolejne trzy lata – uśmiecha się.

Wiem, że razem może być cudownie

I uroczo... Jeśli choć trochę chciałabyś mnie bliżej poznać, napisz i nie lękaj się ułomności fizycznej, naprawdę nie jest taka straszna i beznadziejna jak z odległości może wygląda. Często jest źródłem większego bogactwa duchowego i dostrzegania wszelkiego dobra w drugiej osobie. Trzy tygodnie temu Karolina Tysiak i Tomasz Łukaszewski ślubowali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że dochowają tego ślubu aż do końca życia. Na dokumentach stwierdzających fakt małżeństwa widnieją podpisy świadków, kapłana i Karoliny oraz odcisk palca Tomka, bo ten podpisać się nie może. Tym razem wśród zaproszonych gości nie było już takich, którzy z niedowierzaniem kręcili głowami: Jak to możliwe! Takie poświęcenie! Czy ona da sobie radę? Trzy lata od zaręczyn to wystarczający czas, by rodzina i znajomi przyzwyczaili się, że miłość jest większa od ograniczeń ciała. – Kto jednak ze ślubujących sobie nie powinien brać pod uwagę, że i takim wyzwaniom będzie musiał sprostać? Choroba czy wypadek w jednym momencie ze zdrowej kobiety czynią kalekę, ze zdrowego mężczyzny warzywko… i co wtedy? Przysięga przestaje obowiązywać? Nie! – zauważa Karolina. – Wiem jeszcze jedno: że ci, którzy wciąż nie są pewni, że nasze małżeństwo ma sens, porzucą swoje wątpliwości wtedy, gdy zobaczą nasze szczęście. Gdy będą widzieć i mnie, i moją żonę pełnych życia i radości z sensu i celu codzienności – mówi Tomek, a po chwili dodaje. – Podczas Mszy św. ślubnej prosiłem, żeby odmówić Litanię do Wszystkich Świętych” – i tak się stało. Chciałem bowiem ich wszystkich, niebiańskich mieszkańców, mieć przy sobie w chwili, gdy dla mnie i Karoliny otworzyło się niebo – uśmiecha się młody mąż.

Ks.   Roman Tomaszczuk 

- Przeprowadzono już z Tobą wiele wywiadów, opowiadałeś w nich o swojej drodze życia, o sztuce, o osiągnięciach, dziś chciałabym zapytać o Twoje życie uczuciowe, o związek. Jak poznałeś swoją żonę? Opowiedz nam trochę o niej.

- Karolina, Karolina jest wspaniałą Kobietką. Jest bardzo kochana, opiekuńcza, urocza, wyrozumiała i zapatrzona we mnie... Pochodzimy z dwóch różnych „Światów”. Mamy/mieliśmy zupełnie inny bagaż doświadczeń Przeszłości, które ukształtowały nas,  nasze osobowości oraz pojmowanie i rozumienie Świata. Na początku, przyznam szczerze, nie umiałem zrozumieć, racjonalnie sobie wytłumaczyć, niektórych reakcji i zachowań Karoliny w danych sytuacjach. Musiało upłynąć trochę Czasu, byśmy nauczyli się siebie nawzajem. Bardzo doceniam to, iż Karolina umie „słuchać” tego, co ja czuję, myślę, widzę. I nawet jeśli ma inne spojrzenie na dany „problem”, to po jakimś Czasie dostrzega pozytywne kwestie w moim „widzeniu” i przyjmuje je.

Oczywiście „w drugą stronę” też musi to zaistnieć, tylko wtedy Tworzy się urocza relacja w szacunku i zrozumieniu naszych inności.

Do tego trzeba jednak dojrzałości psycho – emocjonalnej, Cierpliwości i wyrozumiałości. Budowanie wspaniałej , uroczej Relacji w związku to proces ciągły. Trzeba cały Czas być czujnym, wpatrywać się w potrzeby,  pragnienia i mentalne rozumienie Tej Drugiej swojej  Połóweczki. Tak, aby być, stanowić jeden piękny Owoc.  Czasem trzeba „przykryć” swoje „JA”, czasem trzeba się „wycofać” na chwilę, zmienić swój tok myślenia, by dojść do porozumienia – Celu. Lecz zawsze, gdy Nasze intencje są  szczere, podyktowane pragnieniem  dążenia do Celu, Prawdy i Dobra, to Rzeczywistość sama zaczyna kreować  się według Naszych potrzeb…

- Jaki był Twój pomysł "na podryw"? A może to Karolina poderwała Ciebie?

- Mój podryw, hmm... Nie chciałem być sam, nie chciałem być Maminym synkiem(choć w mojej sytuacji naprawdę nie trudno o to), chciałem kochać, dając niesamowitą radość Istnienia Tej Drugiej Osobie, chciałem dzielić się swoim Życiem z Kimś bardzo bliskim. Dlatego napisałem „list – ogłoszonko” do Kobietek, który opublikowałem na portalu „Adonai”. Opisałem w nim dokładnie, bez żadnego retuszu siebie, to czym się zajmuję i do czego dążę.

Napisałem:

Chcę poznać Kobietkę, która może po prostu być przy mnie, bym miał u Niej pełne zrozumienie. Pragnę miłości, ciepła, akceptacji tego, co mam a także tego, czego nie  mam... Chcę Jej dać wielką i najprawdziwszą Miłość, bezgraniczne zaufanie, wieczny uśmiech, cieplutkie spojrzenia oraz świadomość, że jest niezastąpiona i kochana... Będę całkowity Jej  cieleśnie, sercowo... ;) Marzę o wspólnym życiu codziennym, podróżach, spacerach, wyjściach do teatru, organizowania wystaw itd.. Poszukuję Dziewczyny „do tańca i Różańca”, która będzie szalona, a zarazem odpowiedzialna i posiadająca wykształcenie.

Metoda Domana  wyzwoliła we mnie potrzebę dążenia do osiągania coraz to nowych celów i zdobywania wiedzy. Jestem otwarty na wszystkie wyzwania Losu….

Wiem, że razem może być cudownie i uroczo...

Jeśli choć trochę chciałabyś mnie bliżej poznać napisz... nie lękaj się ułomności fizycznej, naprawdę nie jest taka straszna i beznadziejna jak z  odległości może wygląda... często jest źródłem większego bogactwa Duchowego i dostrzegania  wszelkiego Dobra w Drugiej Osobie..."

Na list odpowiedziało dwadzieścia Kobietek, Jedną z Nich była Karolina. 

- Jak wspominasz pierwszy okres znajomości, jakie były twoje największe obawy?

 

- Karolina była ciekawa, jak taka Osoba jak ja Żyje i funkcjonuje. Szukała też znajomych w nowym miejscu zamieszkania , gdyż dwa miesiące przed znalezieniem w sieci mojego listu przeprowadziła  się do  Wrocławia.  Chciała poznać   Kogoś z Kim czasem mogłaby iść na spacer, czy na kawę. Chciała też być potrzebna… Potrzebna Komuś, Kto potrzebuje pomocy.

Przez pierwsze cztery miesiące rozmawialiśmy za pośrednictwem GaduGgadu . Pisaliśmy na różne tematy.  Wtedy byłem przekonany, że mój sposób patrzenia na Świat oraz nastawienie do Rzeczywistości  są jasne dla Wszystkich, z Którymi „dobrze” mi się rozmawia. Teraz już wiem, że Każdy ma inną percepcję Rzeczywistości. Wynika to właśnie z tego, (jak wyżej już pisałem), różnego bagażu doświadczeń, przeżyć itp...  W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby się spotkać w „Realu”. No i przyszedł Dzień Pierwszego Spotkania. Dla mnie, po czterech miesiącach pisania było jasne, że Karolina mi się podoba i rozumiemy się mentalnie. A spotkanie było naturalnym rozszerzeniem  Naszej „pisanej” rozmowy.  Dla Karolinybyło to wielkie przeżycie. Nie dość, że jechała do mieszkania chłopaka, którego nigdy nie widziała, miała wysiąść na przystanku koło  salonu mody ślubnej, prawie nic nie rozumiała mojej mowy, to jeszcze została przeze mnie obdarowana bukietem kwiatów, który stał w Jej  domu przez trzy tygodnie.  To był Znak,  dobry Znak…

Potem były kolejne spotkania, kolejne rozmowy „pisane”, wspólne spacery, wyjazdy itp. Od początku  traktowałem naszą Relację jako „chodzenie  z sobą”, w końcu w tym Celu napisałem ten list. Tak naprawdę zbytnio  nie rozmyślałem o dalekiej Przyszłości ani o tym, czy damy sobie radę, jak to będzie. Byłem spokojny, bo wiedziałem, że kiedyś będę miał maleńkie mieszkanie po mojej Ukochanej Babci, mieszczące się  tuż  za ścianą mojego pokoju. A póki co, Babcia dobrze się miała, więc był Czas… Czas na spokojne Bycie,  poznawanie się, doświadczanie siebie w różnych sytuacjach.  Ten Czas był także niezbędnie potrzebny  moim Ukochanym Rodzicom. Musieli powoli skorygować swoje wyobrażenie mojej Przyszłości. I oswajać się stopniowo z faktem, iż nie jestem już kochany tylko przez Nich… To nie jest proste dla Rodziców, Którzy od urodzenia mają niepełnosprawne Dziecko takie jak ja.

Szczególnie trudne jest to dla Mamy, Która od ponad trzydziestu lat dba, pielęgnuje, walczy, ofiarując całe Życie swojemu Dziecku… Na szczęście w moim przypadku syndrom „nieodciętej pępowiny”  nie był aż tak mocno widoczny, jak to bywa w podobnych przypadkach. Nie zmienia to jednak faktu, że był to dla mojej Mamy trudny „proces”. Do tego jeszcze dochodzi  odwieczny,  niezależny od sytuacji „spór Matka – Synowa”, który także dodaje swego rodzaju „pikanterii”… Co się dziwić Mamie, gdy uczucie zwyklej zazdrości widoczne było nawet u  mojej kochanej  Tobii, 15-sto letniej suczki :-D Uważam jednak,  że Obie moje Ukochane Kobietki zdały ten Czas na złoty medal.

Karolina potrzebowała trochę więcej Czasu,  aby nabrać pewności , że to jest „To na Święte Zawsze”.

Według mnie Punktem decydującym dla Karoliny było Odejście Jej Ukochanej Babci (około półtora roku od poznania się).  Była to dla Niej Bardzo Ważna Osoba, Karolina była bardzo z Nią związana emocjonalnie i mentalnie. Paradoksalnie moja pierwsza wizyta w rodzinnym Mieście Karoliny była Przywitaniem a zarazem Pożegnaniem … Końcem, który Był Początkiem…

- Ile trwał Wasz związek zanim się pobraliście? Jakie są Twoje najpiękniejsze wspomnienia z tego okresu?

 

Przed Ślubem znaliśmy się ponad siedem lat, więc sporo Czasu.  Teraz jak patrzę wstecz, na ten cały Czas, który „musiał” upłynąć do Tego Dnia, wiem, że tak MUSIAŁO Być.

Jak już wspominałem, w Czasie „chodzenia ze sobą” Oboje uczyliśmy się siebie nawzajem, dojrzewaliśmy do siebie.  W tym Czasie było wiele zabawnych,  radosnych, a także przełomowych Chwil… To wszystko Nas formowało.

Były różne wspólne wyjazdy, spotkania – zapoznawanie się z naszymi Przyjaciółmi, Rodziną, znajomymi.  Był  też Czas na wspólne działanie: pracę miedzy innymi przy współtworzeniu Dolnośląskiej Fundacji Przyjaciele oraz innych projektów.  

Ten Czas był swoistym „łączeniem” dwóch Rzeczywistości w Jedną Naszą, wspólną. Dla Każdego z Nas, w tym Czasie,  wiele sytuacji / rzeczy było czymś zupełnie Nowym. Na przykład dla Karolki między innymi czymś Nowym było współuczestnictwo w przygotowywaniu wystaw  moich grafik oraz pomoc  w produkcji  moich artystycznych kartek. Dla mnie czymś  Nowym było między innymi to, iż po jakimś fajnym wspólnym wyjeździe, czy wydarzeniu nie było już powrotu do Szarej Rzeczywistości, gdzie najbliższa Rodzina stanowiła główne Środowisko mojego Bytu. Tak jak to było w dalszej lub bliższej Przeszłości…  

 W sumie każda Godzina, Chwila wspólnego „współ – Bycia”, niezależnie od okoliczności,  była, jest i Będzie zapisana jako najpiękniejsze wspomnienie…

- Jak Karolina zareagowała na pomysł wspólnego życia? Czy były oficjalne oświadczyny?

Tak naprawdę to, jak już wspominałem, po Odejściu Babci Karoliny wiedzieliśmy, że Przyszłość będzie Naszą Rzeczywistością.  Kolejnym takim Ważnym /Przełomowym „Momentem” zwiastującym Nowe Czasy było Odejście mojej Babci.

Była od Zawsze w  zasięgu mojego „wzroku”, mojej Istoty… Babcia i Karolka bardzo się polubiły,. Karolka uważała Ją za swoją Babcię,  a Babcia nazywała Ją moim Aniołem Stróżem…  To Wszystko idealnie „pasowało, wplatało” się w Rzeczywistość mojego Jestestwa, gdzie Wszystko ma Swój Niepowtarzalny Czas, Cel. Gdzie Nic nie dzieje się bez Przyczyny.

W ciągu następnego Roku zorganizowałem zaręczyny w Anglii, na wybrzeżu BeachHead… Tam, gdzie kręcone były sceny Filmu „Robin Hood: Książę złodziei”. Właśnie to jest w moim stylu,  uwielbiam  zaskakiwać   na pozór niemożliwymi rzeczami czy sytuacjami, „organizując je… J

- Jak wspominasz dzień 16 sierpnia 2014 roku?

Był to Magiczny Dzień, w Którym byli ze mną / z Nami Wszystkie Bliskie, Ważne dla Nas Obecne i NieObecne Osoby. Na Eucharystii Czas i Przestrzeń znikły, Niebo i Ziemia się złączyły…  A za sprawą mojego Duchowego Bliźniaka Księdza Romana, który sprawował Eucharystię, nawet najtwardszy  Twardziel płakał…

A potem było Wesele, na którym naprawdę Wszyscy szczerze się weselili Naszym Szczęściem.

Od tego Dnia Moi Rodzice mają Ukochana Córcię Karolkę, A Mama Karolki ma nowego synka Tomka :-D.

- Ponad cztery lata związku, opowiedz o cieniach i blaskach małżeństwa. Blaski są przyjemne, ale jak radzicie sobie z trudnymi chwilami, macie jakieś sposoby na te gorsze momenty?

Kiedy Prawdziwa, szczera  Miłość  jest oparta na solidnych Filarach takich jak: między innymi Wiara, Ufność,  dojrzałość emocjonalna, obustronne pragnienie Bycia potrzebnym sobie nawzajem, wtedy Każda Chwila ma swój niepowtarzalny Blask...

Oczywiście bywają Czasem różnice zdań, czy inne spojrzenie na daną sprawę, to jest nieuniknione, gdyż Nasza Rzeczywistość  powstała z dwóch różnych Światów. Lecz wtedy,  jak to już wcześniej pisałem, z wielką Cierpliwością trzeba „słuchać” siebie nawzajem. Słuchać, nawet gdy w danym momencie jest to dla jednego z Nas pozbawione wszelkiej  racjonalności. Gdy Jedna ze Stron naprawdę jest przekonana do swojego poglądu, który jest poparty Wiedzą / doświadczeniem, a Jej intencje są szczere, to prędzej czy późnej, Ta Druga Strona przyjmie to za swój.

- Na co dzień w funkcjonowaniu potrzebujesz pomocy. Opowiedz w skrócie na czym polega pomoc Karoliny?

 

Mnie, a także i moją Karolkę, delikatnie pisząc, irytuje takie „myślenie”, iż jak Niepełnosprawny, to wymaga pomocy, więc trzeba mu pomóc w tym, tym i tym…To nie tak…To  po prostu jest Taka a nie Inna Nasza Rzeczywistość, w Której kręci się Tak a nie Inaczej…  Przecież, gdy „zdrowy” złamie dwie nogi to trzeba Mu zrobić to, czy dać tamto…Taki jest wtedy Jego Świat i nic w tym dziwnego czy niesamowitego.

Dla Nas to normalne, że Karolina robi to czy to. Decydując się na Bycie ze mną, przyjęła Wszystko za Swoją Rzeczywistość. W Naszych Głowach nie ma niepełnosprawności, (dokładnie o tym pisałem w moim „ogłoszonku” i dokładnie tak jest!!!) Jesteśmy tylko MY otuleni Naszą wciąż wzrastającą MIŁOŚCIĄ, a wszystko inne z Niej wypływa…

 

- Nadal w naszym społeczeństwie trzeba przełamywać stereotypy dotyczące roli życia seksualnego w życiu osób niepełnosprawnych. Na naszym portalu staramy się nie unikać tego rzadko poruszanego tematu. Co sądzisz o seks-asystentkach dla samotnych osób z niepełnosprawnością. W Europie nie są niczym niezwykłym, ale z naszym kraju wciąż budzą kontrowersje.

Życie seksualne Każdego Człowieka to bardzo intymna sprawa, niepełnosprawnego też. Oczywiście nie można tego uznawać za temat tabu, gdyż potrzeby seksualne są wpisane w Naturę Ludzką. Ten fakt trzeba wprowadzać w Świadomość w kręgach Osób niepełnosprawnych ruchowo. Niemniej jednak Każdy, Świadomy siebie i swoich możliwości, Człowiek powinien sam sobie radzić z tymi sprawami. Gdy jednak te sprawy okazują się zbyt trudne do samodzielnego „poukładania”, to proponowałbym skorzystać z  pomocy specjalistów w tych dziedzinach. Właśnie w ramach pojęcia „seks –asystencji” widziałbym takie miejsca, w których można by znaleźć pomoc Księdza, Psychologa i Seksuologa.

- Jakimi radami mógłbyś pomóc tym, którzy z powodu niepełnosprawności obawiają się życia w parze, nie mają odwagi lub umiejętności wyjścia w kierunku drugiej osoby?

Do Życia w Prawdziwym, Dobrym Związku trzeba dojrzeć. Trzeba być Świadomym Siebie, swoich Możliwości.  

Bez „poukładania” własnej Rzeczywistości  tak naprawdę nic nie ma Sensu. Trzeba znaleźć  w sobie To Coś, Co się stanie Naszą pasją, Naszym atutem. Coś, co można zaoferować Światu. A wtedy nasza „niepełnosprawność” zniknie z naszych głów i pojawią się Nowe Niesamowite Możliwości na  miarę Naszych Możliwości….

Ten temat, to temat rzeka. O aktywacji Świadomości siebie Osoby niepełnosprawnej można dużo pisać, ale to wybiega poza ramy tematu dzisiejszych moich wypowiedzi.

Rozmowa z Tomaszem i Karoliną Łukaszewskimi,

małżeństwem od 5 lat. Tomasz jest artystą grafikiem intermedialnym, twórcą grafik komputerowych, administratorem i właścicielem strony internetowej arttom.org. Od urodzenia cierpi na mózgowe porażenie dziecięce.

Pytania zadawała
s. Wioletta  Ostrowska

Jest Pan artystą intermedialnym. Co to właściwie oznacza?  Na czym polega Pana praca?

Jestem absolwentem Wydziału Grafiki Wrocławskiej ASP. Pracę magisterską obroniłem w Katedrze Wiedzy Audiowizualnej ze specjalizacji Grafiki Intermedialnej.

Moja praca polega na tworzeniu obrazów statycznych i dynamicznych. Projektuję różne formy przekazu wizualnego i graficznego. Tworzę grafikę artystyczną 2d, 3d, 4d, grafikę reklamową i infografikę  oraz identyfikację wizualną. Zajmuję się cyfrowym obrabianiem zdjęć i post produkcją. Fascynuje mnie również robienie filmów i wszystko co jest z tym związane. Moje grafiki i filmy były pokazywane na wielu wystawach oraz festiwalach międzynarodowych.

Na pełną samorealizację artystyczną pozwala mi komputer. 

Skąd czerpie Pan siły i pomysły do tworzenia nowych projektów? Czy jest ktoś, kto Pana inspiruje?

Moją główną inspiracją jest Życie, poszukiwanie wizerunku Tego co jest niewidzialne dla oka - Boga.  Inspirują mnie także uczucia, relacje miedzy-Istotowe oraz Natura.

W mojej pracy twórczej i zawodowej do każdego projektu podchodzę bardzo indywidualnie, zawsze  staram się odnaleźć „to Coś” co jest sednem, Istotą danego przekazu wizualnego lub graficznego.

Kto lub co pomaga Państwu przezwyciężać trudności, które niesie ze sobą codzienność?

Gdy pojawiają  się jakieś trudności Życia, staramy się rozmawiać o  tym ze sobą, a przede wszystkim Być razem.  Wciąż „uczymy się siebie”, staramy słuchać się wzajemnie. Słuchać, nawet gdy w danym momencie jest to dla jednego z Nas pozbawione wszelkiej  racjonalności.

W trudnych Chwilach zawsze próbujemy pamiętać o tym, że Bóg Nas kocha,  otacza swoją opieką i ma dla Nas swój Boski Plan...

W sprawach codziennych zawsze możemy liczyć na moich Rodziców. Tak  się złożyło, iż swoje mieszkanie mamy za ścianą mojego pokoju u Rodziców. Tam mam swoją pracownię, więc jak Karolina idzie do pracy to tam idę.

Pani / Pana największym marzeniem jest….?

Naszym największym marzeniem było  znaleźć w Życiu piękną i prawdziwą Miłość… To marzenie już się spełniło,  mamy siebie i jesteśmy otuleni  Naszą niepowtarzalną Miłością.  Marzymy o tym byśmy mogli jak najdłużej służyć sobie nawzajem wsparciem, pomocą, radością wspólnego Bycia…

Marzę także o tym by bezustannie dawać Miłość i Radość moim Bliskim. Marzę aby dalej rozwijać się artystycznie i zawodowo, osiągać swoje Cele. Marzę, by poprzez swoją działalność Twórczą oraz zawodową dawać Ludziom otuchę, Radość i Nadzieję...

Moim cichym marzeniem – mottem – Modlitwą są Słowa „Panie  prowadź mnie na Krańce Ludzkiej Wiary, głosić Twoje Najświętsze Miłosierdzie”... 

Jaka rolę odgrywa w Państwa życiu wiara?

Wiara jest podstawą Naszego Życia / Bycia. Wierzymy, że nic nie dzieje się z czystego Przypadku.  To, że Nasze Drogi się spotkały i połączyły, to że każdy  z Nas jest taki jaki jest, to wszystko jest  logiczną częścią Planu Boga względem Nas.

Poprzez świadomą Wiarę widzę Obecność Boga w każdym promieniu Słońca, stokrotce, w całym Jego Tworzeniu oraz w możliwościach Ludzkiego Umysłu. Słyszę Go w Ciszy, biciu serca, szumie Wiatru i muzyce... Dziękuję Mu za Istnienie swe.

Chyba można powiedzieć, że jest Pan człowiekiem radosnym, pozytywnie nastawiony do życia, pełnym wiary i optymizmu.    Czy miewa Pan chwile kryzysu? Jak Pan sobie wtedy z nimi radzi ? to   samo pytanie chcę skierować do Pani.

Oczywiście, czasem już tak po ludzku jestem zmęczony, wszystko wydaje  się przytłaczające. Ale to są tylko chwile, które mijają. Wystarczy jeden „promyk”, który  może przybierać różne formy i… już mi się dalej chce… .

Najważniejsze jednak jest to by w tych „gorszych Chwilach” Być razem, być może Czasem „ukrytym” wzajemnym wsparciem dla siebie.

Czy modlą się Państwo na różańcu?  

Mamy taki swój zwyczaj, gdy jemy razem śniadanie to modlimy się do  Boga własnymi Słowami , dziękując za wszystko co Nam daje i polecając Mu siebie oraz nasze sprawy. Na Różańcu prawdę mówiąc nie mamy zwyczaju/ potrzeby codziennie modlić się. Oczywiście okazjonalnie gdy czuję / czujemy potrzebę lub gdy atmosfera otoczenia sprzyja takiej  formie Modlitwy to modlimy się, tak. Na przykład w Kościele  lub na turnusie u Cichych Pracowników Krzyża z wielką radością włączamy się w Modlitwę Różańcową.  Na turnusie nawet sam spontanicznie odmawiam  sobie w myślach {z Chórem Anielskim} Różaniec, gdyż w rękach nie jestem w stanie utrzymać Różańca . Tamto Miejsce, Czas, bardzo sprzyja takiemu skupieniu, tej formie Modlitwy.

W Życiu codziennym staram się by każdy mój Oddech był wyrażeniem Wielkiej Chwały Bożej. Widząc Piękno Ludzi, roślin, zwierząt, Świata, spontanicznie dziękuję Bogu za Te Stworzenia i serdecznie polecam Je Jego Błogosławieństwu. Myślę, że jest to miłe Bogu.

 

 

Co na koniec  chcieliby Państwo przekazać naszym czytelnikom, szczególnie tym schorowanym, załamanym, niepogodzonym z chorobą?

Wydaje mi się, że najważniejsze jest to by pokochać chorobę lub inne nasze problemy. By nie walczyć z „pychą”, czyli  ”ja muszę być zdrowy, niezależny bo tak chcę”, lub też by nie rezygnować z Życia „bo jestem chory, nie mam sił, nie ma sensu itd.”. Trzeba z Pokorą przyjąć to co nas „ogranicza”, boli i nie pozwala „normalnie” Żyć.

Bez „poukładania” własnej Rzeczywistości  tak naprawdę nic nie ma Sensu. Trzeba znaleźć  w sobie To Coś, Co się stanie Naszą pasją, Naszym atutem. Coś, co można zaoferować Światu. A wtedy nasza „niepełnosprawność” zniknie z naszych głów i pojawią się Nowe Niesamowite Możliwości na  miarę Naszych Możliwości. Trzeba uzmysłowić sobie i poczuć, że JEDYNYM ograniczeniem naszych działań, Kreacji, Marzeń, dążeń do Celów i sposobów rozwiązywania problemów jest nasza Wyobraźnia, nasz Umysł!!!. Trzeba odważnie Marzyć, obierać sobie Cele, milimetr po milimetrze, sekunda po sekundzie, Dążyć do Nich i realizować Je...

Lead: Na duszę porażenie mózgowe nie działa. Bagaż doświadczeń, przeżyć sprawia, że znacznie szerzej patrzy się na otaczającą rzeczywistość. Dostrzega się pozornie nie widoczne szczegóły i to chyba przekłada się na większą wrażliwość widoczną także w kreacji.

Z Tomaszem Łukaszewskim, artystą intermedialnym rozmawia Iwona Dominik

 

Kim pan jest?

Artystą grafikiem. Moja specjalizacja to grafika intermedialna, a dokładnie mówiąc tworzenie obrazów statycznych i dynamicznych. Tworzę też aplikacje interaktywne, grafikę artystyczną 2d, 3d, 4d, projektuję strony www. Zajmuję się cyfrowym obrabianiem zdjęć i post produkcją. Fascynuje mnie również robienie filmów i wszystko co jest z tym związane. Moje filmy były pokazywane na kilku festiwalach międzynarodowych.

Na pełną samorealizację artystyczną pozwala mi komputer. 

Co Panu daje sztuka?

Poprzez tworzenie otwieram bramy do świata, gdzie jestem wolny od wszystkich fizyczno mentalnych ograniczeń, gdzie jestem niezależny i mogę być sobą.

Zostałem bowiem obdarowany czterokończynowym mózgowym porażeniem dziecięcym. Różne są stopnie porażenia, ja mam jedno z najgorszych. Lekarze mówili, że nic ze mnie nie będzie ale lekko się pomylili. Moja mama nie poddała się i rehabilitowała mnie od pierwszych tygodni życia.

Zaszedł Pan bardzo daleko…

W czerwcu 2002 roku na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu na Wydziale Grafiki obroniłem pracę dyplomową na piątkę i uzyskałem tytuł magistra sztuki u prof. Wiesława Gołucha.

Studia otworzyły przede mną wielkie możliwości artystyczne i zawodowe. Bez nich byłbym jednym z wielu niepełnosprawnych, którzy coś tam umieją zrobić ale zawsze uważani są za amatorów i nikt nie traktuje ich poważnie.

Jakim jest pan człowiekiem? Sądząc po pana pracach -pełnym optymizmu i radości życia….

Tak, to prawda. Jestem absurdalnym optymistą, a niesamowita wiara daje mi moc i siłę do pokonywania przeciwności życia. W sumie jestem jak każdy inny. Moją osobowość ukształtowały środowisko i ograniczenia wynikające z mózgowego porażenia. A mój defekt fizyczny sprawił, iż możliwość zrobienia czegoś od początku do końca, samodzielnie tak ja chcę, odkryłem w kreacji twórczej w środowisku cyfrowym. 

Czyli pana osobowość to taki koktajl - połączenie twórczej kreacji oraz głębokiej religijności plus pokora wynikająca z choroby?

I tak i nie, ja po prostu bardzo dobrze wiem czego chcę. Cieszę się z tego co osiągnąłem, staram się brać z życia pełnymi garściami. Radość jest jeszcze większa, gdy mam świadomość iż mimo czterokończynowego porażenia i niewyraźnej mowy jestem kim jestem i robię to co robię. 

Miewa pan chwile zwątpienia?

Oczywiście, czasem już tak po ludzku jestem zmęczony, wszystko wydaje  się przytłaczające. Ale to są tylko chwile, które mijają. Wystarczy jeden „promyk”, który, może przybierać różne formy i… już mi się dalej chce… .

A chwile szczęścia?

Lubię się śmiać, dawać radość innym ludziom poprzez uśmiech, wesołe słowo.  Jestem pogodnym człowiekiem. To mi daje też siłę oraz sprawia, że świat i życie wydają się o wiele barwniejsze niż są w rzeczywistości. 

Czy rozważał pan kiedykolwiek „co by było gdyby”?

 Szczerze, tak na poważnie nie zastanawiałem się jaki bym był  i co bym robił, gdybym był zdrowy. Ale wiem, czuję, że byłbym taki sam i robiłbym to samo tylko w o wiele większym wymiarze. Na duszę porażenie mózgowe nie działa. Ona jest taka sama jak u pełnosprawnego, wszystko zależy od rodziców, ich zaangażowania i tego, jak traktują dziecko - osobę niepełnosprawną.

Pan ma wspaniałych rodziców, prawda?

Od pierwszych chwil życia byłem traktowany normalnie. Rodzice umożliwiali mi poznawanie świata, choć to nie było takie proste. Ale dzięki nim miałem możliwość doświadczania tego co moi rówieśnicy, oczywiście na miarę swoich możliwości fizycznych. To w główniej mierze sprawiło, że mentalnie nie czuję się niepełnosprawny, nie mam barier w działaniu i myśleniu. A ograniczenia fizyczne jedynie „definiują” takie lub inne sposoby działania i dojścia do celu. Bagaż doświadczeń, przeżyć sprawia, że znacznie szerzej patrzy się na otaczającą rzeczywistość. Dostrzega się pozornie nie widoczne szczegóły i to chyba przekłada się na większą wrażliwość widoczną także w kreacji.

W pana rehabilitacji ważne miejsce zajmowała dość kontrowersyjna metoda Domana*. Co zyskał pan dzięki niej?

Ta metoda dala mi nowe życie pełne radości i swobody fizycznej a także psychicznej. Bez niej nie byłbym tym, kim jestem teraz.

Miałem wtedy 11 lat. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Wracałem z mamą od logopedy, gdy zaczepił nas człowiek i podał adres ruchu „Wiara i światło". Tam rodzice dowiedzieli się o rehabilitacji metodą Domana prowadzoną w Instytucie w Filadelfii w USA. Byłem tam na kilku konsultacjach gdzie dostawałem przygotowany specjalnie dla mnie zestaw ćwiczeń, które wykonywałem w domu. Wykonywanie tego programu stało się dla mnie wyzwoleniem z niewoli fizycznej i poczucia bezsensu życia. Wreszcie mogłem i musiałem robić sam coś, co pochłaniało mnie bez reszty. W czasie wykonywania tych „kilometrów ćwiczeń” nie czułem bólu ani zmęczenia. To była droga do wolności, do częściowego uniezależnienia się od całkowitej zależności od drugiej osoby.  Nie sposób opisać słowami tego co czułem, gdy stawiałem samodzielne kroki…

To właśnie w czasie tych mozolnych ćwiczeń wykonywanych wciąż i wciąż, dzień za dniem zaczęło się we mnie budzić pragnienie kreacji audiowizualnej…

Dużym plusem tej metody jest także to, że do ćwiczeń tzw. patteringu potrzeba pięciu osób. Ogromna ilość ludzi, codziennie przewijająca się przez nasze mieszkanie przez szereg lat sprawiała, że mialem kontakt z różnymi osobowościami.

 Czy może być pan przykładem dla innych ludzi?

W swoich oczach nie jestem kimś aż tak wyjątkowym, by brać ze mnie przykład. Po prostu jestem sobą i żyję tak jak chcę, oczywiście w ramach możliwości, które przynosi mi życie. Jestem świadomy siebie, swoich ograniczeń. 

Nie ukrywam jednak, że bardzo chciałbym aby inni ludzie też potrafili świadomie kreować swoją rzeczywistość, bo wtedy można cieszyć się życiem, bawić się różnymi możliwościami. Ale to nie przychodzi znikąd. 

Jeden filar otrzymujemy w pierwszych latach życia od swoich rodziców. Drugi filar to niesamowita wiara i pokora. Trzeci to wielka wytrwałość i determinacja do osiągania nowych szczytów. 

Wiara w Boga jest dla pana ważna?

Przeciwności losu często sprawiają, iż wiele rzeczy wydaje się ponad nasze ludzkie siły. Wtedy kontakt z Bogiem, poczucie, że Ktoś Nieskończony nas wspiera i  motywuje daje siłę do dalszego działania.

 

Życie artysty nie należy do łatwych. Także w materialnym wymiarze. Zapytam szczerze, czy może się pan utrzymać ze swojej sztuki?

Jeszcze nie ale wierzę, że kiedyś tak będzie. Niestety, praca zawodowa osób niepełnosprawnych ruchowo to poważny problem.

Każdy do życia potrzebuje jakiegoś zajęcia, w którym ma możliwość samorealizacji. Bez tego nasza egzystencja traci sens i smak.   

Ale wiele osób niepełnosprawnych ma postawę biorczą, wolą „zebrać 1 proc”.  niż zrobić coś konkretnego co da im większe lub mniejsze korzyści. Nie potrafią znaleźć tego czegoś w czym mogliby się realizować zdobywając konkretne umiejętności na kursach, w szkołach, czy odkrywając możliwości jakie dają nowe technologie. Taka postawa bardzo mnie irytuje, dla mnie to marnowanie potencjału drzemiącego w każdym człowieku.

Można ten system jakoś usprawnić?

Według mnie w ramach powszechnej edukacji a  także w takich placówkach jak WTZ i  ZAZ  za mały nacisk kładzie się na rozpoznawanie predyspozycji poszczególnych osób. Wszyscy są traktowani tak samo, brak jest indywidualnego podejścia. A przecież każdy jest inny, mamy inne talenty, możliwości. W takich placówkach powinno się je odkrywać i rozwijać. A także pobudzać do aktywnego działania, a przede wszystkim do samodzielnego myślenia. Pokazywać techniczne możliwości dopasowane do fizycznych ograniczeń.

Według mnie osoba niepełnosprawna, która chce coś osiągnąć powinna zając się jakimś bardzo konkretnym zawodem. Tu właśnie widziałbym rolę instytucji, które w pierwszej kolejności pomagałyby znaleźć ten obszar działalności a potem zapewniałyby przez pewien czas pełną asekurację i wsparcie merytoryczne.

Panu ktoś pomagał?

Nie, sam dochodziłem do wszystkiego. Gdy miałem 10 lat Tata zabrał mnie do Pracowni Komputerowej przy Elwro. Od tego czasu wiedziałem, że to będzie mój świat. Po kilku latach miałem komputer w domu i wszystko się zaczęło…  Począwszy od doboru odpowiedniego do grafiki sprzętu komputerowego, jego składowych elementów i programów, poprzez marketing i negocjacje z klientami, aż do zarządzania finansami, pisania umów oraz rozliczania podatkowego organizowałem merytorycznie sam. Nie wspominając już o samych sposobach kreacji audio-wizualnej w środowisku cyfrowym. 

Czy kiedykolwiek myślał pan o tym, by porzucić artyzm i iść w komercje? Zamiast swojej kreacji robić kartki pocztowe z pieskami i kotkami albo kalendarze z gołymi paniami? 

Artyzm jest częścią mnie, nawet wtedy gdy robię projekty komercyjne.  W pracy zawodowej przede wszystkim muszę wsłuchiwać się w potrzeby klienta. Wrażliwość artystyczna pomaga z czegoś „badziewnego” zrobić coś ciekawego. Klienci mają różne gusta i sposoby patrzenia na świat. Jeśli tylko temat nie jest w sprzeczności z moim systemem wartości to angażując się bez reszty, zawsze staram się jak najlepiej wykonać swoją pracę. Kilka razy z powodów etyczno-moralnych musiałem jednak odmówić wykonania zlecenia mimo, że warunki finansowe były naprawdę kuszące.

 

Jest pan szczęśliwy?

Tak, jestem szczęśliwym mężem, synem, bratem, szwagrem, zięciem, wujkiem, przyjacielem, kolegą, Polakiem, Człowiekiem. Zawdzięczam to wszystkim ludziom spotkanym na swej drodze życia. Miedzy innymi tym, którzy przez ponad 6 lat pomagali rehabilitować mnie metodą Domana. Tak było także w przypadku moich szkolnych nauczycieli i profesorów. Oni nie „odpuszczali” mi tak jak Rodzice i także dzięki temu dziś mogę cieszyć się swoim szczęściem. 

Poczucie spełnienia daje mi świadomość siebie oraz tego, że mam coś do zaoferowania światu, że jestem jego pełnowymiarowym  Użytkownikiem.  Życzę Wszystkim Ludziom takiego poczucia szczęścia jakie posiadam.

BIO

Tomasz Łukawski urodził się w 1975 roku we Wrocławiu. Ukończył wrocławską Akademię Sztuk Pięknych. W 2002 roku obronił dyplom magisterski w Katedrze Wiedzy Audio-Wizualnej w pracowni prof. Wiesława Gołucha. Zajmuje się projektowaniem oraz tworzeniem cyfrowej grafiki wydawniczej, reklamowej, artystycznej, internetowej i multimedialnej oraz animacji cyfrowej. Ma doskonałe przygotowanie oraz bogate doświadczenie w budowie stron www. Brał udział w licznych wystawach m.in. w 2010 roku w International Art Show Mineapolis USA, Międzynarodowe Biennale Sztuk Mediów WRO 01 oraz WRO 03 we Wrocławiu. Wystawiał swoje grafiki na dwudziestu kilku  indywidualnych wystawach.

Więcej na arttom.org

Metoda Glenna Domana.

Powstała w wyniku działalności fizjoterapeuty Glenna Domana. W 1976 roku założył on Instytut Faya w Filadelfii (tzw. Instytut Osiągania Ludzkich Możliwości).

W metodzie tej wychodzi się z założenia, iż na drodze rozwoju zdrowego dziecka pojawia się sześć najważniejszych obszarów, służących do pełnego funkcjonowania istoty ludzkiej. Są nimi: wzrok, słuch, dotyk, ruch, mowa oraz sprawność rąk.

W metodzie Domana przyjmuje się wczesne usprawnianie dzieci. Ma ono doprowadzić do tego, by nieuszkodzona część mózgu, przyjęła zadania jego uszkodzonej części. Usprawnianie metodą Domana stanowi bodźcowanie mózgu odpowiednimi sygnałami. Dzięki np. wielosensorycznej stymulacji następuje rozwój poszczególnych zmysłów: dotyku, smaku, wzroku, słuchu.

Szybki kontakt

Powered by BreezingForms

arttom.org - Tomasz Łukaszewski

NIP: 8942771865
tel.  713643550
sms: 781223260
mail media@arttom.org

Jestem do usług - od usług graficznych  :-)

Wieści z arttom.org

Zapisując się do mojej bazy, będziesz co jakiś Czas otrzymywał Wieści z arttom.org. Nie przegapisz żadnej mojego nowego projektu, publikacji, wydarzenia oraz rabatu na wszelkie usługi graficzne & IT.

Klikając "wyślij" będzie równoznaczne z Twoją zgodą na zapisanie Twojego adresu mailowego w mojej bazie adresów mailowych, na otrzymywanie „Wieści z arttom.org” oraz akceptację mojej Polityki prywatności i cookies . W każdej chwili możesz zrezygnować z „Wieści z arttom.org” wysyłając maila o treści „NIE” na wiesci@arttom.org.